sobota, 2 listopada 2013

Marionetka

Rozdział pierwszy
 Znowu przyśnił mi się ten sam sen. Lea patrzyła na mnie wielkimi, brązowymi oczami. Już myślałam, a raczej miałam nadzieję, że zaraz zacznie płakać, ale jak na komendę wyraz jej twarzy zmienił się i obrzuciła mnie lodowatym spojrzeniem. 
- Jesteś żałosna. – zaśmiała się złowrogo – Beze mnie jesteś NIKIM ! – w jej oczach było teraz widać błyskawice – Naprawdę myślisz, że możesz wszystkich odwrócić przeciwko MNIE ?
- Przez tyle lat myślałam, że jesteś inna ! Że naprawdę się przyjaźnimy.. Ufałam Ci, a ty to wykorzystałaś dla własnych chorych celów.. - ledwo łapałam oddech – taka byłam na nią wściekła.
- Suka – rzuciła i wyszła na zewnątrz.
Byłam tak zajęta, że nawet nie zauważyłam tłumu gapiów. Pokazałam im środkowy palec i natychmiastowo się rozeszli.
Gdy ruszyłam za nią sen się urwał i obudziłam się zlana potem. Zaświeciłam  lampkę nocną, wstałam i usiadłam na parapecie. Siedziałam tam około 30-stu minut niepewnie wpatrując się w księżyc i gwiazdy, ale jedna myśl nie dawał mi spokoju. Nadal nie mogłam pogodzić się ze śmiercią Lei. Wiem, była okropna, ale nawet ona nie zasłużyła na taki los. Miała piękne życie, więc to niemożliwe, aby popełniła samobójstwo. Więc dlaczego policja nie chciała uwzględnić innej opcji? O co właściwie w tym wszystkim chodziło?
 Gdy wstałam było po dziesiątej. Już miałam dość wszystkiego. Spojrzałam na kalendarz. 1 lipca. W końcu wymarzone wakacje. 
Wczoraj, gdy wracałam do domu ze świadectwem w ręku usłyszałam, jak ktoś mnie woła. Lea?! „Przecież ona nie żyje ! ‘’ – skarciłam się w myślach. Odwróciłam się i zobaczyłam Masona – cholernie popularnego i cholernie nieinteligentnego chłopaka z mojej klasy.
- Cześć ! – przywitał mnie i uśmiechnął się pokazując zbyt idealnie proste i białe zęby. Cały on był zbyt idealny. Dlatego też za nim nie przepadałam. - Pewnie już słyszałaś, że organizuję jutro imprezę, co nie? W szkole nie mogłem prawie nikogo osobiście zaprosić. Więc nadrabiam to teraz. Chcesz wpaść? Wiem, że Twoich rodziców też nie ma w domu, więc oni nie stwarzaliby problemu. 
Pokiwałam lekko głową, próbując zrozumieć, co on do mnie przed chwilą powiedział, ale Mason najwyraźniej wziął to jako zgodę i wyszczerzył się jeszcze bardziej. Lekko ścisnął moją dłoń, ale natychmiast ją puścił i poczerwieniał na twarzy. 
- Too… Do zobaczenia ! – wykrzyknął biegnąc z powrotem do swoich kolegów.
Tak więc dziś, w sobotę 1 lipca muszę wybrać się na zakupy, ponieważ nic co mam w szafie nie nadaje się na taką imprezę.
 
Rozdział drugi
Umyłam się i ubrałam, a potem zadzwoniłam do Veronici – mojej najlepszej przyjaciółki. Od razu zgodziła się na wypad do centrum handlowego.
Spotkałyśmy się pod ulubionym sklepem Veronici. 
- Hej, Kayla ! – powitała mnie i uśmiechnęła się. Jak zwykle jej brązowe, długie włosy były w kompletnym nieładzie, ale pasowało jej to. Wyglądała wtedy na starszą. – Myślałam, że nie lubisz Masona i tej jego całej bandy. 
- Właściwie to sama nie wiem, dlaczego tam idę… - skrzywiłam się. – Proszę Cię ! Pójdziesz tam ze mną? 
- Jasne ! Patrick chce się tam wybrać, więc w skrócie nie mam wyboru. No więc.. trzeba wybrać Ci jakieś ładne wdzianka. Tylko gdzie zacząć?
- Może tam? – wskazałam na butik z kolorowymi witrynami.
- Pewnie. Wchodzimy.
 W rezultacie kupiłam czarną, sięgającą do połowy ud sukienkę, srebrne kolczyki imitujące diamenty oraz czarne buty na obcasach. Całość wyglądała szałowo ! Nigdy jeszcze nie czułam się tak piękna. Veronica zrobiła mi genialny makijaż. Zna się na rzeczy, ponieważ jej siostra jest kosmetyczką i nauczyła ją paru trików. Gdy przeglądałam się w lustrze nadal nie mogłam uwierzyć, że to ja. Zawsze potępiałam dziewczyny w podobnych strojach, ale teraz wiedziałam jak bosko się czuły.
Brat Very nas podwiózł. Nie miałyśmy jeszcze ustalonej godziny powrotu, więc mogłyśmy zostać do której chciałyśmy. Głęboko we mnie iskrzyła się nadzieja, że spotkam Masona...
Miałam przeczucie, że dzisiejsza noc odmieni moje dotychczasowe życie. Tylko żyła we mnie obawa, że nie koniecznie na lepsze.

Rozdział trzeci
 Gdy weszłyśmy na teren posiadłości państwa Michelle (rodziców Masona) zauważyłam , że bardzo dużo osób zerka na mnie ukradkiem. Najpierw pomyślałam, że mam coś na twarzy lub przypadkowo rozmazałam makijaż, ale wtedy to do mnie dotarło: to pierwsza impreza, na której się pojawiłam od jakiegoś roku… Na ostatniej byłam z Leą i to wtedy tak strasznie się pokłóciłyśmy. Obie byłyśmy wtedy już troszkę wstawione, a ja po alkoholu robiłam się niebywale odważna i nieustannie sprzeciwiałam się ludziom. Jednym słowem : stawałam się swoim zupełnym przeciwieństwem. W każdym razie tydzień po tym zdarzeniu Lea już nie żyła. Z Veronicą zaprzyjaźniłam się dopiero trzy miesiące później.
Z zamyślenia wyrwał mnie bas dochodzący z głośników. Czułam, jak cała zaczynam wibrować, jak wszyscy zebrani stają się jednością poruszającą się w rytm muzyki.
Veronica zniknęła z mojego pola widzenia. Nie wiedząc, co robić skręciłam w prawo – do kuchni. Przy blacie kuchennym stała Phoebe – w szkole niesamowicie grzeczna i wzorowa uczennica, tutaj miała wielkie kolczyki, obcisłą sukienkę i dokładnie takie same buty jak ja.
- Siemka ! Jak się bawisz? – zapytałam ją. Phoebe tylko pokręciła głową i stwierdziła, że była na gorszych imprezach.
Miałam nadzieję na bardziej rozwinie tą odpowiedź, bo wtedy można by było jakoś pociągnąć temat. A zresztą : czego innego można było spodziewać się po Phoebe? Już nawet rozmowa z pustym kartonem po mleku byłaby ciekawsza.
Tak więc pożegnałam się z nią i ruszyłam dalej. Tak naprawdę nigdy nie lubiłam imprezować. Robiłam to tylko dlatego, że tak chciała Lea.. Miałam już trochę dość tego całego hałasu. Ogarnęła mnie wielka ochota, aby się gdzieś schować z dala od tych ludzi. Tym bardziej, że większość z nich udawało kogoś zupełnie innego. Ale tak już jest. Każdy nosi jakąś maskę. Tylko nie wie, kiedy ją zdjąć. Ciągle dokłada do niej co raz to nowych elementów, aż w końcu maska staje się zbyt ciężka, spada z głośnym hukiem i roztrzaskuje się na milion części. I wtedy dopiero zaczynają się prawdziwe problemy.
Weszłam na schody i kierowałam się ku sypialniom. Planowałam zamknąć się w jednej z nich i przesiedzieć cały ten zgiełk czekając na Veronicę. To wszystko wydawało mi się tylko i wyłącznie starą, głupią komedią, która już nikogo nie bawi.
 Weszłam do pierwszego lepszego pokoju. Panowały w nim egipskie ciemności. Gdy przyzwyczaiłam się do mroku zauważyłam, że jest to najprawdopodobniej sypialnia państwa Michelle. Lecz nie byłam tu sama. Otóż na łóżku obściskiwała się jakaś para. Poczułam na sobie ich wzrok i chcąc się wycofać zaryłam kolanem o coś twardego z ostrymi krawędziami. W tempie błyskawicy weszłam, do ostatniego pokoju na korytarzu. Tam nie było nikogo. Widziałam to wyraźnie, ponieważ pomieszczenie oświetlał księżyc. Jego światło wpadało przez gigantyczne okno znajdujące się dokładnie naprzeciwko drzwi. Kiedy miałam już odwrócić się i wyjść (ten pokój przyprawiał mnie o gęsią skórkę) drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wpadł nie kto inny tylko…
- Mason?! A co ty tutaj robisz? – zapytałam zdziwiona.
- Hmmmm… Wydawało mi się, że mieszkam. – puścił do mnie oko, co mnie zirytowało – Poza tym to mój pokój i chciałem schować się przed kumplami. Planowali zrobić zawody w piciu piwa z prezerwatywy. Nie chciałem na to patrzeć.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, a wtedy on spojrzał na moje nogi. Miałam już zbesztać go za bezwstydne gapienie się na nie, gdy sama spojrzałam w dół i zobaczyłam co naprawdę przykuło jego uwagę. Otóż z mojego kolana ciekła krew.
- Zaraz wracam. – powiedział po czym zniknął.
Około minuty później był z powrotem. Miał ze sobą wilgotną szmatkę. Chyba chciał samemu wyczyścić mi nogę, ale zbyt dziwnie bym się wtedy czuła. Wyrwałam mu ją, usiadłam na łóżku i powoli ścierałam krew. Czułam się kompletnie zażenowana, on chyba zresztą też. Gdy była skupiona na niepatrzeniu na niego on pochylił sie nade mną i szepnął:
- Powoli. Chyba nie chcemy, abyś zdarła sobie to kolano jeszcze mocniej.
 Oblałam się szkarłatem i uświadomiłam sobie, że faktycznie niesamowicie zawzięcie trę własną nogę. Podniosłam na niego wzrok i nasze oczy się spotkały. Poczułam, jak miękną mi kolana. Wiem, że to banalne, ale tak naprawdę się stało. Czy ja się w nim.. zakochałam ? Nie. To niemożliwe. Przecież ja nie mogłam zakochać się w Masonie !
Nagle zrobiłam się na niego wściekła. Za to, że tu przyszedł, za to, że w ogóle zaprosił mnie na tą imprezę. Gdyby nie to, nie uświadomiłabym sobie, że tak naprawdę kocham się w nim od dawna.
- Ja.. Muszę iść. - Wstałam, nie patrząc nawet na niego po czym wyszłam z pokoju. Przepchnęłam się przez kolejkę do toalety, zamknęłam drzwi i ciężko oddychałam opierając się o zlew. Ktoś użył wobec mnie kilku wulgaryzmów, ale w tej chwili miałam ważniejsze zmartwienia.
Zakochałam się w Masonie Michellu. 




 Jeśli chcecie ciąg dalszy to po prostu napiszcie w komentarzu :) 
Każda opinia jest dla mnie bardzo ważna. 
Dziękuję za przeczytanie mojego tekstu.

2 komentarze:

  1. Ciekawie napisane, w ogóle początek ciekawie przedstawiony, konfrontacja wspomnień przeszłości z teraźniejszą rzeczywistością. Chętnie poczytała bym dalej, aby poznać dalsze losy zagubionej...
    Pozdrawiam... I jak by co zapraszam...
    http://stara-szuflada.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, przeczytałam u Ciebie również ciekawie. :)

      Usuń